Psy takie - warto to chyba Matce Miasta uświadomić - już dawno przestały szczekać na rzecz imperializmu. Obecnie raczej są podmiotem działań organizacji podejmujących akcje poprawy losu braci mniejszych. Chopin pilnujący kiosku z gazetami wydaje się być więc cywilizacyjnym anachronizmem, lokującym Stolicę w czasach, do których nie ma - ponoć - powrotu.
Jeśli jednak Matka uważają, że im więcej Szopena w stolicy tym lepiej, proponuję iść za ciosem i odpowiednim dekretem, przemianować w warszawskich knajpach sałatkę szopską, na "szopenowską", sexshopy, na "Sekschopiny", a w ZOO umieścić Szopena Pracza. Możliwości jest wiele...
Na pewno trzeba poprawić nieudolne tłumaczenie skeczu Monty Pythona o kompozytorze Johnie Dwie Szopy.
Bo przecież co dwa Szopeny to nie jeden!
ps. Prywatnie mniemam, iż gdyby Fryderyk wiedział, jak stolica będzie go czcić, to nie przekazał by nam serca, a co najwyżej, wyrostek robaczkowy.
a podobno Kopernik własna monetę bije... i podobno Zanussi produkuje lodówki moralnego niepokoju... zaś Bosch, cholera, zmywa moje własne naczynia!
OdpowiedzUsuń:-)